W naszych rozważaniach nie może zabraknąć jeszcze jednej postaci bynajmniej nie drugoplanowej w męce Jezusa, postaci Jego Matki.
W encyklice „Redemptoris Mater” Jan Paweł II tak pisał: „ Błogosławionaś ktoraś uwierzyła że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana. To błogosławieństwo osiąga pełnie swego znaczenia wówczas kiedy Maryja staje pod krzyżem swego Syna. Sobór stwierdza że stało się to nie bez postanowienia Bożego. A oto stojąc u stóp krzyża Maryja jest świadkiem całkowitego po ludzku biorąc zaprzeczenia tych słów. Jej Syn kona na tym drzewie jako skazaniec. Jakże wielkie, jak heroiczne jest wówczas posłuszeństwo wiary które Maryja okazuje wobec niezbadanych wyroków Boga. Jakże bez reszty powierza siebie Bogu okazując pełną uległość rozumu i woli wobec tego którego drogi są niezbadane, a zarazem jak potężne jest działanie łaski w Jej duszy, jak przenikliwy wpływ Ducha Świętego, Jego światła i mocy. Przez wiarę Matka uczestniczy w śmierci Syna a jest to śmierć odkupieńcza. Zaiste błogosławiona jest ta która uwierzyła. Te słowa Elżbiety wypowiedziane po zwiastowaniu tutaj u stóp krzyża osiągają swą definitywną wymowę. Przejmująca staje się moc jakie słowa te w sobie zawierają” - pisał święty papież.
Czy Maryja musiała na to wszystko patrzeć – sąd, biczowanie, droga krzyżowa, konanie; i na koniec ten bezsensowny cios włócznią w martwe już ciało? Jezusa już nie bolał, ją na wskroś. Może wtedy dosłownie spełniły się słowa proroctwa z czasu dzieciństwa Jezusa, proroctwa Symeona: „ A Twoją dusze miecz przeniknie aby na jaw wyszły zamysły serc wielu, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”. To o nas z kolei, to o zamysły naszych serc chodzi. W zderzeniu naszych cierpień i zmagań z cierpieniem Maryi pod krzyżem wiele naszych zamysłów, wiele sądów, oskarżeń, ocen trzeba zweryfikować . Obecność Maryi pod krzyżem swojego Syna wytrąca oręż z ręki tym którzy chcieliby pod wpływem cierpień pluć Bogu w twarz, o wszystko Go obwiniać jeśli tylko nadal chcą się nazywać wierzącymi chrześcijanami.
Czy Maryja musiał tam być? Przecież Jezus mógł to inaczej zorganizować. Józef umarł, nie doczekał krzyża Jezusa. Maryja mogła zostać w Nazarecie, nawet ten jeden jedyny raz. Mogła dowiedzieć się wszystkiego po fakcie. Nawet nie po fakcie śmierci, ale po fakcie zmartwychwstania, po wszystkim, bez bólu, niepotrzebnego bólu, jakby to krzyknęli dziś zwolennicy eutanazji i innych podobnych znieczuleń. Bezradność, bezsilność, bezsens, jeszcze w bólu i cierpieniu. W chwili gdy zmasakrowane ciało Syna spoczywa na kolanach Matki co innego można czuć? Czy coś zmieni rozdzierające niebiosa wołanie: dlaczego? Czy pomoże oskarżanie kogokolwiek? Czy odwróci czas, zmieni bieg historii?
Najbardziej w życiu dojrzewałem wtedy kiedy byłem bezradny, bezsilny, gdy rozpaczliwie poszukiwałem sensu chorej rzeczywistości, która mnie otacza. Gdy musiałem czekać bo nic innego nie można było zrobić. Ucz się bezradności. Na pewno nieraz w życiu Ci się przyda. Ucz się, że z krzyków, oskarżeń, nienawiści nie wyrośnie nigdy dobro i pokój. Ucz się, że są pytania na które odpowiedź przyjdzie dopiero po latach w nowej perspektywie. A są i takie na które odpowiedź nie przyjdzie nigdy. Zna ją tylko wieczność. I ucz się, że nie musisz wszystkiego rozumieć, ale zawsze możesz spróbować zaufać. To jest nauka krzyża i Matki Syna Bożego pod krzyżem. O tym wszystkim myślę gdy patrzę na Matkę Bolesną, Matkę mojej bezradności i bezsilności, moich małych rozpaczy i kryzysów. I wcale nie wydaje Mi się ze Bóg jest jakoś szczególnie okrutny. Może po prostu są rzeczy ważniejsze niż ból i cierpienie. Może są tajemnice warte bólu, warte cierpienia, warte łez i bezsensu. Może tylko tak w chirurgiczny niemal sposób można dotrzeć do niektórych zakątków ludzkiej duszy, mojej duszy.
Niektórzy teologowie twierdzą że już wtedy pod krzyżem Maryja żyła nadzieją zmartwychwstania. Może i tak. To tak łatwo powiedzieć z profesorskiej katedry, kiedy się śledzi historię proroctw, cytatów, dogmatów. Czy przez to Jej ból miałby być mniejszy, wznioślejszy? Nie sądzę. Pismo święte mówi o Jezusie: „do końca ich umiłował”. A Ona? Nie umiłowała do końca? Nie wypiła kielicha bólu do dna? Czy to naprawdę o to chodzi aby za wszelką cenę mniej bolało? Maryja została przez swojego Syna zaproszona do współcierpienia. Kiedy trzyma w ramionach skrwawione ciało Jezusa przeżywa Jego miłość, może o wiele bardziej niż Jego śmierć. Przeżywa Jego marzenie o zbawieniu ludzkości namacalnie i do końca, tak namacalnie jak się dotyka chłodnego, martwego ciała. I jeśli Chrystus przez krzyż chciał mi powiedzieć: zobacz jak Cię kocham, to do swojej Matki przez to wszystko co się wydarzyło podczas tej pamiętnej Paschy mówi: kochaj razem ze Mną, kochaj mimo wszystko, kochaj do końca, do śmierci, tak jak Ja.
Kiedyś do żyjącej w XIX wieku niemieckiej mistyczki bł. Anny Katarzyny Emmerich Jezus powiedział w widzeniu takie słowa: Moja Matka pozostawiła wszędzie gdzie była wymowny ślad świętości. Miłość nie dopuszcza rozłąki. Szukam ofiar które chciałyby przyłączyć się do mojej. Czy miłujesz Mnie? Czy miłujesz mnie więcej niż inni? Nabierzcie odwagi by cierpieć. Są dusze które nie mogą już żyć bez cierpienia. Jakkolwiek kocham Was bezmiernie jakąż osobliwą miłością spoglądam na te dzieci które cierpią. Spojrzenie moje jest czulsze i tkliwsze od spojrzenia Matki. Czy to nie Ja stworzyłem serce Matki? Czy to nie Ja stworzyłem serce Matki?
Jezu! Jesteś znów razem ze swoją Matką. Ona stoi pod Twoim krzyżem wierna swojemu pierwszemu „tak”. Ona jest Twoim testamentem. Dając swoją Matkę w opiekę uczniowi, dajesz Ją nam wszystkim. Pod Twoim krzyżem, tylko ten stoi jako miłujący uczeń, kto przyjmie do siebie Maryję jako swoją matkę.
Matko bolesna! Uproś siłę w cierpieniu. Bądź mi światłem w mroku. Pomóż mówić Bogu „tak”, zwłaszcza wtedy, gdy wszystko we mnie jest na „nie”. Amen